OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Państwa, które utraciły władzę

Kontrolę nad obywatelami sprawują już nie rządy, ale światowe koncerny informacyjne, federacje sportowe, korporacje umożliwiające płatności bezgotówkowe i agencje ratingowe, które arbitralnie decydują o wycenie ryzyka różnych aktywów.

W przemówieniu inaugurującym Sejm VIII kadencji Marszałek senior Kornel Morawiecki skierował do posłów następujące słowa: „Marzy mi się, żebyśmy w tym parlamencie, z udziałem całego społeczeństwa, zaproponowali Polsce i Europie nową, wielką konstytucję na miarę XXI w. (…) Powiemy w konstytucji o nowym podziale władzy, uzupełniającym obecne, tradycyjne podziały, o koniecznej dziś separacji władzy politycznej, ekonomicznej i informacyjnej”.

Słowa te mogą stanowić wezwanie także dla nowowybranych posłów i senatorów. W świetle niezwykle przenikliwej myśli o konieczności separacji władzy politycznej, ekonomicznej i informacyjnej, wszyscy „wybrańcy Narodu”, a my wraz z nimi, powinniśmy zadać sobie dwa pytania. Nie tylko „jakiego państwa chcemy?”, ale także „jakie państwo jesteśmy w stanie zbudować w Europie u progu trzeciej dekady XXI wieku?”

Warto na początek podkreślić, że przez lata w świecie zachodnim dominowała demokracja monitorowana (więcej na ten temat w suplemencie na końcu tego tekstu), która czyniła rządy odradzających się państw bezsilnymi wobec procesów globalizacji kapitalizmu. Nie jest zatem przypadkiem, że państwa takie jak Polska, które odzyskały suwerenność po 1989 roku, zmagają się po dziś dzień z problemem słabości państwa. Jakkolwiek rodzime elity polityczne ponoszą za to odpowiedzialność, jest ona mniejsza, jeśli uwzględni się ograniczenia zewnętrzne.

Państwo w dobie Wielkiego Kryzysu


Momentem, w którym społeczeństwa i elity polityczne uświadomiły sobie, jak ważna jest instytucja państwa, a jednocześnie – jak bardzo w ostatnich dekadach to państwo zostało osłabione i pozbawione realnej władzy był globalny kryzys finansowy 2008 roku, i podążające za nim spowolnienie gospodarcze.

Pojawiło się bowiem dość powszechne przekonanie, zwłaszcza na Zachodzie, że państwo sprawujące władzę polityczną powinno przeciwstawić się dyktatowi władzy ekonomicznej, a zwłaszcza informacyjnej, sprawowanej współcześnie przez globalne koncerny takie jak Google, Apple czy Facebook.

Historia publicznych programów ratunkowych skierowanych do instytucji finansowych (tzw bail-outy) pokazała jednak, że polityka prowadzona przez „suwerenne rządy” niekoniecznie skutkowała ochroną interesów społeczeństwa, w tym kluczowej dla demokracji klasy średniej, która w wyniku procesów globalizacyjnych zaczęła doświadczać zjawiska pauperyzacji.

Nie mogło zatem dziwić, że z początkiem drugiej dekady XXI wieku w wielu krajach zaczęły pojawiać się „populistyczne” ruchy społeczne, domagające się konsolidacji władzy politycznej, zdolnej do przeciwstawienia się władzy globalnego kapitalizmu i ochrony praw zwykłych obywateli (vide Podemos w Hiszpanii czy Syriza w Grecji, ale w jakimś sensie także Alternatywa dla Niemiec).

Nie oznacza to wcale, że państwo narodowe jest całkiem bezzębne i poniosło porażkę na wszystkich odcinkach. Trzeba sobie jednak uczciwie powiedzieć, że jedynym podmiotem, który był w stanie skutecznie przeciwstawić się nowym graczom na arenie międzynarodowej była Unia Europejska wraz ze swoją polityką antymonopolową.

Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na swoisty paradoks ‒ politycy przedstawiający się jako obrońcy państwa narodowego, tacy jak z jednej strony Donald Trump, a z drugiej strony Emmanuel Macron, sami są przedstawicielami świata globalnego kapitału. Nie jest więc wielkim zaskoczeniem, że ich działania na rzecz wzmocnienia państwa narodowego miały i mają często jedynie deklaratywny charakter.

Technologiczna rewolucja władz


Trudno obarczyć jednak wspomniane elity polityczne pełnią odpowiedzialności za niemoc w „odzyskiwaniu” państwa narodowego po 2008 roku. Proces ten byłby o wiele prostszy, gdyby nie nastąpiła rewolucja informacyjna, skutkującą konsolidacją władzy nad informacją w rękach podmiotów pozapaństwowych.

Tak jak państwa narodowe mogły sobie jeszcze jakoś radzić z konsolidacją władzy ekonomicznej w końcu XX wieku, ponieważ władza ta rozkładała się w skali globu na kilkaset podmiotów prywatnych, tak współcześnie państwa muszą mierzyć się z kilkoma gigantami technologicznymi, które w praktyce pozostają poza jakąkolwiek polityczną kontrolą. Przeciwnie, to właśnie takie firmy jak Google czy Facebook stopniowo wkraczają na pole władzy politycznej, tradycyjnie znajdującej się w domenie państw.

W praktyce globalne koncerny technologiczne mogą w nieformalny sposób przejmować par excellence kompetencje władzy wykonawczej (w tym za pomocą środków przymusu, takich jak groźba „uśmiercenia” w sieci), ustawodawczej (np. poprzez sterowanie algorytmem wyszukiwarki i tworzenie reguł funkcjonowania w świecie wirtualnym) oraz sądowniczej (rozstrzyganie sporów między użytkownikami sieci).

W miarę upowszechniania się rzeczywistości wirtualnej i rozwoju sztucznej inteligencji, bazującej m.in. na możliwie jak najszerszym dostępie do naszych danych osobowych, polityczne władztwo Google’a czy Facebooka będzie się jedynie wzmacniać.

Ograniczenia suwerenności państw, bo tym de facto jest przejmowanie władzy politycznej przez podmioty dysponujące już władzą ekonomiczną i informacyjną, nie powinniśmy się jednak doszukiwać wyłącznie w przypadku globalnych firm technologicznych. Na arenie międzynarodowej od kilkudziesięciu lat z powodzeniem funkcjonują bowiem inne prywatne podmioty międzynarodowe, które pozostając poza kontrolą polityczną skutecznie wpływają na zdolność prowadzenia suwerennej polityki przez państwa narodowe.

Pierwszą grupę takich podmiotów stanowią międzynarodowe federacje sportowe – choćby doświadczenia z organizacją Igrzysk Olimpijskich czy mistrzostw świata w piłce nożnej dowodzą, jak ograniczona jest władza państw nad tymi imprezami. Komercjalizacja sportu, a tym samym wzrost ekonomicznego znaczenia federacji, jedynie ten proces wzmacnia.

Drugą, o wiele ważniejszą grupą są międzynarodowe korporacje umożliwiające płatności bezgotówkowe, które systematycznie wypierają tradycyjne formy płatności. W imię efektywności gospodarczej państwa i wygody obywateli rządy świadomie decydują się na wprowadzanie programów wspierających obrót bezgotówkowy, zgadzając się, że wspomniani operatorzy mogą „wyłączyć” możliwość jakichkolwiek transakcji na danym terytorium i w praktyce sparaliżować wymianę gospodarczą.

Wreszcie trzecią grupę prywatnych podmiotów międzynarodowych ograniczających w jakimś sensie suwerenność państw stanowią agencje ratingowe, które arbitralnie decydują o wycenie ryzyka różnych aktywów, w tym obligacji emitowanych przez państwa. Doświadczenia ostatnich lat pokazują, że decyzja podjęta przez jednego człowieka pracującego w europejskim biurze jednej z najważniejszych agencji ratingowych w styczniu 2016 roku mogła spowodować nagły wzrost kosztów zadłużenia zagranicznego Polski, skutkując wprowadzeniem realnych ograniczeń dla prowadzenia polityki budżetowej.

Integracja, koncentracja, decentralizacja


Wszystkie wspomniane procesy muszą nas prowadzić do pytania, jak zbudować państwo, które w ramach niehierarchicznych sieci politycznych będzie w stanie konkurować z innymi, pozapaństwowymi ośrodkami władzy, a jednocześnie będzie zdolne do stabilizowania sytuacji społeczno-ekonomicznej i ochrony praw jednostkowych obywateli.

Na tak postawione pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi – w opinii autora optymalnym rozwiązaniem (co wcale nie oznacza, że dobrym) jest po pierwsze przeniesienie dalszych, wybranych kompetencji, w tym fiskalnych, na poziom ponadnarodowy.

Po drugie, koncentracja władzy publicznej na reagowaniu na krytyczne zagrożenia dla funkcjonowania państwa.

Po trzecie wreszcie, decentralizacja wybranych usług publicznych w duchu solidarności i subsydiarności.
Pogłębiona odpowiedź na tak zadane pytanie wykracza jednak poza diagnostyczny cel niniejszego tekstu, ale jednocześnie stanowi zaproszenie do uruchomienia debaty o tym, jakiego państwa potrzebujemy u progu trzeciej dekady XXI wieku.


© Marcin Kędzierski
15 listopada 2019
źródło publikacji:
www.Tygodnik.TVP.pl




SUPLEMENT:


Państwo nie jest ani tworem odwiecznym, ani statycznym. Podlega ono nieustannym przeobrażeniom, a kształt, w jakim je współcześnie znamy, ma ledwie 200 lat. Zróbmy jednak większy krok wstecz. Koncepcja państwa nowożytnego, czyli podmiotu politycznego posiadającego z jednej strony wytyczone granice i charakteryzującego się suwerenną władzą na określoną grupą ludzi reprezentujących określoną kulturę, tożsamość i język, a z drugiej strony zdolnego do wchodzenia w interakcje z innymi podmiotami międzynarodowymi, pojawiła się w XVI wieku.

W tamtym czasie w wyniku wojen religijnych, które zakończyły się ostatecznie pokojami westfalskimi z 1648 roku, władza świecka uzyskała niezależność od władzy duchownej, a tym samym pełną suwerenność. Zresztą klasyczne pojęcie suwerenności zostały po raz pierwszy sformułowane przez Jeana Bodina niedługo wcześniej, bo w 1576 roku. W tym samym czasie pojawił się inny termin ważny dla nowożytnego państwa – w 1589 roku Giovanni Botero opublikował dzieło „Della Ragion di Stato”, traktujące o racji stanu.

Można zatem powiedzieć, że dopiero na przełomie XVI i XVII wieku powstały pojęcia, bez których trudno byłoby zdefiniować współczesne państwo. Należy jednak podkreślić, że w tamtym czasie suwerenem w państwie nie było społeczeństwo czy naród, ale władca. Słynne „państwo to ja” francuskiego króla Ludwika XIV jest bodaj najlepszym opisem tamtej rzeczywistości.

Dopiero zmiany zapoczątkowane dzięki Wielkiej Rewolucji Francuskiej doprowadziły do stopniowego wyłaniania się narodów politycznych, które ukształtowały się w XIX wieku. Za ich przyczyną w Europie wyłoniły się państwa narodowe. Cechą charakterystyczną tych państw w pierwszych dziesięcioleciach ich funkcjonowania był powszechny pobór do wojska i publiczna edukacja, choćby na poziomie podstawowym.

Bazując na zaproponowanej przez Samuela Huntingtona koncepcji ewolucji konfliktów, szczytowy moment potęgi państw narodowych można wyznaczyć na okres I wojny światowej. Narodziny w okresie międzywojennym ideologii globalnego komunizmu, a po II wojnie światowej także globalnego kapitalizmu, stanowiły pierwszy wyraźny sygnał, że państwa narodowe zaczynają powoli, ale systematycznie tracić na znaczeniu.

Oczywiście proces ten ma charakter długotrwały. Warto pamiętać, że dominujący w pierwszych powojennych dekadach keynesizm, jak również rozpowszechniania zwłaszcza w Europie Zachodniej od lat 50. i 60. XX wieku koncepcja państwa dobrobytu, mogły wzmacniać przekonanie, że państwo narodowe jest zdrowe i w pełni sił. Co więcej, stało się ono gwarantem stabilności społeczno-ekonomicznej.

Sytuacja uległa zmianie pod koniec lat 70. XX wieku, wraz z pojawieniem się pierwszych korporacji transnarodowych wymykających się narodowym jurysdykcjom (Shell, Unilever), a także polityków takich jak Ronald Reagan czy Margaret Thatcher, którzy doprowadzili do wyraźnego przesunięcia wahadła w kierunku podejścia rynkowego. W tamtym czasie rodziło się pojęcie nowego zarządzania publicznego, które w jakimś sensie postulowało prywatyzację państwa dobrobytu.

Koncepcja tzw. konsensusu waszyngtońskiego, stworzona pod koniec lat 80. XX wieku, była już dopracowaną wizją globalnej liberalizacji państw. Dziejowe zrządzenie losu sprawiło, że za sprawą upadku ZSRR i zakończenia Zimnej Wojny ta liberalna wizja państwa rozprzestrzeniła się po całym świecie. Kraje, które zrzuciły z siebie jarzmo komunizmu w „szalonych latach dziewięćdziesiątych”, rozpoczęły proces odbudowy swoich państw momencie, w którym instytucja państwa narodowego znalazła się w głębokim odwrocie.

Sytuacja taka miała oczywiście swoje zalety – wprowadzanie w tych państwach demokracji monitorowanej przez instytucje międzynarodowe, jak również związane z tym szybkie otwarcie rynków, umożliwiło stosunkowo dynamiczny pościg za Zachodem, co widać choćby na polskim przykładzie.

– Marcin Kędzierski





Ilustracja © brak informacji / za: www.wordsmith.org

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2