Przynęta wegetariańska
Polska jednym susem znowu wskoczyła do grona mocarstw światowych za sprawą pana prezydenta Andrzeja Dudy, który w Nowym Jorku podpisał zobowiązanie, że Polska zapłaci za zainstalowanie w naszym nieszczęśliwym, to znaczy pardon – oczywiście szalenie szczęśliwym kraju, nie tylko dodatkowego tysiąca żołnierzy amerykańskich, ale nawet rozmaite dowództwa, przede wszystkim - w Drawsku Pomorskim. Jest to oczywiście zgodne z doktryną elastycznego reagowania, jaką w pierwszej połowie lat 60-tych sformułował Robert McNamara. Sprowadza się ona do tego, że owszem – haratamy się – ale na przedpolach. Toteż każde mocarstwo stara się pozyskać jak najwięcej przedpoli, na których można by się wyharatać, taktownie oszczędzając terytoria własne. Wszystkie konflikty z okresu „zimnej wojny” to wojny o przedpola, a ponieważ jesteśmy chyba w przededniu nawrotu zimnych wojen, no to i sprawa przedpoli nabiera rumieńców. Nie ma w tym osobliwego, bo Polska jest przedpolem obrotowym; ruscy szachiści na komuny też Polskę tak traktowali, a generał Jaruzelski nawet utworzył wojska jednorazowego użytku, czyli tzw. „niebieskie berety”, które miały wykrwawić się podczas szturmowania Europy Północnej. Teraz jest oczywiście inaczej; teraz Nasz Najważniejszy Sojusznik stara się, co prawda ostrożnie, zainstalować na polskim terytorium przynętę w postaci wspomnianych „rotacyjnych” formacji. Nie ma w tym oczywiście nic złego, to znaczy – nie byłoby, gdyby Polska otrzymywała za to jakieś wynagrodzenie, ale chyba pan prezydent Duda krępował się zagadywać prezydenta Trumpa o takie rzeczy, podobnie jak wcześniej nie ośmielił się poruszyć sprawy ustawy nr 447 JUST, której, ma się rozumieć, „nie ma”. Ale już wkrótce, bo chyba zaraz po wyborach w naszym bantustanie, sekretarz stanu, pan Pompeo, będzie musiał przedstawić Kongresowi stosowny raport, jak Polska wywiązuje się z realizowania roszczeń. Co na ten temat sądzi Kongres, to już trochę wiemy, choćby z listu podpisanego przez 88 senatorów, w którym oczekują oni od pana Pompeo, że podejmie wobec Polski „śmiałe kroki”. Żeby jakoś osłodzić tę gorzką pigułkę, prezydent Trump zapewnił prezydenta Dudę, że sprawa wiz dla obywateli polskich też nabiera rumieńców, z czego oczywiście wszyscy się bardzo cieszą, bo jakże tu się nie cieszyć, kiedy Polska nie tylko wskakuje do grona wielkich mocarstw, ale w dodatku nawiązuje coś na kształt specjalnych stosunków z USA? Ciekawe, jaka będzie reakcja ruskich szachistów, bo jakaś chyba będzie, skoro Stany Zjednoczone przybliżają swoją broń ku Rosji, podobnie jak Sowiety przybliżyły swoją broń do USA w roku 1962, co wywołało tzw. „kryzys karaibski”. Ale w odróżnieniu od ZSRR z czasów Chruszczowa, a zwłaszcza Breżniewa, dzisiejsza Rosja to śmiertelnie chory człowiek Europ, a nawet świata, więc „nikt nam nie zrobi nic, bo z nami jest marszałek Śmigły-Rydz”. Takie przesłanie przekazuje ludowi do wierzenia obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, podobnie jak w 1939 roku sanacja przekonywała wszystkich, że Niemcy czołgi to mają z tektury – aż nastąpił wiadomy finał. Gdyby jednak sprawy i teraz potoczyły się podobnie, to chyba USA zgodzą się na powołanie jakiegoś polskiego rządu na uchodźstwie, który już chyba podpisze wszystko – o ile oczywiście ktokolwiek będzie jeszcze zwracał uwagę na takie głupstwa i wymagał jakichś podpisów.
Na razie jednak prezydent Trump w ONZ dopuścił się świętokradztwa i to na skalę globalną, bo okazało się, że nie tylko nie wierzy w Gretę Thunbert, w którą wszyscy mądrzy, roztropni i przyzwoici, co to rozpoznają się po zapachu, skwapliwie wierzą, niczym w pana red. Michnika - ale w dodatku scharakteryzował ją jako „szczęśliwą młodą dziewczynkę”, podczas gdy sama Greta nie tylko obsztorcowała wszystkich ONZ-towskich ważniaków, ale „oskarżyła ich, że «okradli» ją z «marzeń i dzieciństwa»”. Jakże więc może być „szczęśliwa”, skoro jest nieszczęśliwa ex definitione i za miliony kocha i cierpi Katiusze? Zresztą nie jest w tym osamotniona, bo ONZ-towscy ważniacy zmobilizowali „młodych”, którzy jak niegdyś proletariusze, zaczęli się „łączyć”, strajkować i protestować, zaś najgorliwsi ślubowali, że dopóki klimat się nie uspokoi, to oni nie będą się rozmnażać. Ciekaw jestem, jaki interes mają ONZ-towscy ważniacy z tym całym klimatem, bo zyski z handlu limitami emisji dwutlenku węgla oraz możliwość blokowania tempa rozwoju gospodarczego krajów słabszych i głupszych, musi być coś jeszcze, skoro zabrali się do tego z takim przytupem. Abstynencja rozmnożeniowa, to woda na młyn pana prof. Ehrlicha, co to postuluje zredukowanie światowej populacji do najwyżej miliarda – żeby było komu pożyczać na procent. Oczywiście wszyscy wiedzą, że te „zmiany”, to fiume, bo klimat zawsze się zmieniał, bez względu na to, co ludzie robili, a nawet wtedy, gdy ludzi w ogóle jeszcze nie było, chociaż pani Ewa Kopacz utrzymuje, że „rzucali kamieniami w dinozaury”, w więc musieli być. W tej sytuacji lepiej rozumiemy, dlaczego prezydent Donald Trump jest tak znienawidzony przez postępactwo. Gdyby jeszcze w nieco większym stopniu uwzględniał polskie interesy państwowe – ale gdzie tam marzyć o tem – jak mawiał subiekt Ignacy Rzecki z „Lalki”.
Ale co tu wymagać od prezydenta Trumpa, skoro kandydaci na prawodawców, co prawda nie wszyscy, ale reprezentująca obóz zdrady i zaprzaństwa pani Klaudia Jachira ustawiła się przed pomnikiem Polskiego Państwa Podziemnego, żeby popisać się swoim dowcipem? Nie żaden tam „Bóg”, nie żaden tam „Honor”, nie żadna tam „Ojczyzna” na którą zresztą srają i inni jegomoście, niby mądrzejsi od pani Jachiry, tylko „Bób, Humus i Włoszczyzna”. Widać wyraźnie, że „Honor”, podobnie jak „Ojczyzna”, że o „Bogu” już nie wspomnę, są dla pani Klaudii Jachiry pojęciami obcymi, a chyba nawet nienawistnymi. Nie sądzę też, by w dowodzonym przez pana Schetino, który teraz próbuje chować się pod spódnicą posągowej pani Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, obozie zdrady i zaprzaństwa, pani Jachira była odosobniona – bo przecież musiał być jakiś powód, że ścisłe kierownictwo tej sitwy, pretensjonalnie nazwanej „Koalicją Obywatelską”, uznało, że to właśnie ją trzeba stręczyć tubylcom na prawodawcę. Jakże można poważnie traktować państwo, które takich kandydatów wysuwa do swego parlamentu, a przede wszystkim – jakże można traktować poważnie partię, która takie osoby popiera? Przecież z takimi słowami na ustach - a jeśli usta mieli zagipsowane, to z niemym serdecznym krzykiem - ginęli najlepsi polscy patrioci, którymi pani Klaudia Jachira tak ostentacyjnie wzgardziła. „Bób, humus i włoszczyzna” - to wszystko potrawy wegetariańskie, które w środowisku postępackim zawsze budziły zainteresowanie, o czym świadczy przypadek wybitnego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera. Myślę, nawiasem mówiąc, że w porównaniu z panią Jachirą, Adolf Hitler był jednak człowiekiem ideowym – ale czego oczekiwać od osób, których zainteresowania nie wykraczają poza rozważania – co by tu zjeść, żeby nie dostać wzdęć, tylko żeby przewód pokarmowy aż do szczęśliwego wypróżnienia, działał „jak natura chciała”. „Takie widzi świata koło, jakie tępymi zakreśla oczy”. Najwyraźniej Adam Mickiewicz musiał przewidzieć panią Klaudię Jachirę, która pewnie dostanie się do Sejmu z ramienia obozu zdrady i zaprzaństwa – bo czyż starym kiejkutom, a zwłaszcza - ich zagranicznym mocodawcom - nie tacy właśnie dygnitarze są w Polsce potrzebni?
Sodomia i gomoria w sukurs klimatowi
„Cesarz deklamuje, szewc komenderuje, a cała Rzesza maszeruje” - naigrawali się żartownisie po tym, jak pewien niemiecki szewc przebrał się w mundur oficera, zatrzymał przechodzący oddział wojska, z tą asystą zajął bank, obrabował go i zniknął. O ile jednak kiedyś takie marsze miały charakter indywidualny, to już potem stały się narzędziami wzbudzania zbiorowej histerii. Hitlerowcy urządzali marsze z pochodniami, stalinowcy z kolei – manifestacje pierwszomajowe, na które spędzali tłumy, żeby przedefilowały przed trybuną z dygnitarzami i wiedziały, kto tu rządzi – i tak dalej. Teraz maszeruje już cały świat, co przewidział Hans Bauman, autor piosenki „Drżą zmurszałe kości”, że „dzisiaj słyszą nas Niemcy, a jutro – cały świat”.
Skoro „cały świat”, to oczywiście – również nasz nieszczęśliwy kraj, który po staremu „pawiem narodów” jest i „papugą”, więc jak tylko może, stara się dotrzymać światu kroku. Skoro świat wariuje, to tubylczy wariaci też zwierają szeregi i maszerują, jak nie w obronie „demokracji”, to znowu w obronie „konstytucji”, albo w ramach „dążenia do prawdy” - bo jakiś powód zawsze się znajdzie. Teraz „świat”, a konkretnie – ta jego część, która dostała się w szpony wariatów dyplomowanych, to znaczy – uformowanych przez innych wariatów w specjalnych szpitalach, z zagadkowych przyczyn nazwanych „uniwersytetami” - maszeruje w „marszach równości”, by przekonać ludowe masy, że sodomia i gomoria to nie żadne dewiacje, tylko szlachetne „orientacje”, które należy wciągnąć na piedestał. Pretekstem jest oczywiście zrównanie zboczeńców w prawach – ale to oczywiście nieprawda. Przypominam sobie, jak to przed jakimiś wyborami, zadzwonił do UPR sodomita z zapytaniem, co myślimy o sodomickich małżeństwach. Odpowiedziałem mu, że każda rzecz ma swoją nazwę i lepiej tych nazw nie mieszać, bo z tego wytworzy się semantyczny chaos. - Wiem – powiedziałem – że sodomici i gomoryci są na świecie, ze nawet łączą się w przelotne związki, ale przecież wcale nie muszą one nazywać się „małżeństwami” tylko na przykład - „parabumba”. Ale - ciągnąłem – skoro już pan zadzwonił, to niech mi pan powie, dlaczego tak wam na tym zależy. On na to, że chodzi o zrównanie w prawach, żeby na przykład jeden sodomita mógł po drugim sodomicie dziedziczyć. - Przecież i teraz możecie – ja na to. - Wystarczy, że zapiszecie sobie nawzajem majątki w testamentach. - No tak – on na to – ale wtedy musimy płacić wyższy podatek spadkowy. - Tak mi pan mów – odparłem. - My jesteśmy za likwidacją podatku od spadków i darowizn, więc możecie na nas głosować. Widać zatem wyraźnie, że nie chodzi o żadne zrównanie w prawach, tylko o coś innego. A o co? Podejrzewam, że sodomici i gomoryci są wykorzystywani w charakterze mięsa armatniego przez promotorów komunistycznej rewolucji, jaka przewala się przez Europę i Amerykę Północną, by zniszczyć organiczne więzi społeczne i organiczne instytucje, takie, jak rodzina czy narody, żeby je przerobić na tak zwany „nawóz historii”. Świadczy o tym nie tylko koordynacja sodomickiej propagandy w skali międzynarodowej, ale i wsparcie finansowe, jakiego między innymi udzielił stary żydowski grandziarz, wykładając na takie cele 18 miliardów dolarów. W Ameryce uczestnicy takich demonstracji są werbowani za pieniądze, a ponieważ nasz nieszczęśliwy kraj stara się dorównać innym, - to u nas pewnie też, chociaż oczywiście za mniejsze. Ciekawe, że bezpieka, czy to z ABW, czy jakiejś innej watahy, jakoś nie potrafi spenetrować tych finansowych przepływów, chociaż podobno wszystko wie. Zresztą może takie czynności ma surowo zabronione, na co wskazywałaby okoliczność, że policja ochraniająca demonstracje sodomitów, bez ceregieli gazuje i polewa z armatek wodą tych wszystkich, którzy pragną „marsze równości” powstrzymać – chociaż nie zdobywa się na podobną stanowczość wobec „antyfaszystów”.
O ile demonstracje na rzecz upowszechnienia sodomii i gomorii mają takie tło i taką przyczynę, to w przypadku „marszów klimatycznych” chodzi już o coś innego. Pretekstem jest oczywiście „globalne ocieplenie”, to znaczy – było – bo teraz „aktywiści” dostali rozkaz, by walczyć raczej ze „zmianami klimatycznymi”. Klimat, jak wiadomo, się zmienia, chociaż wcale nie jest pewne, że głównie za sprawą człowieka. Na przykład tylko niewielka zmiana kąta padania promieni słonecznych sprawia, że zmieniają się pory roku – od gorącego lata, po mroźną zimę. Inna rzecz, że spora część „młodych, wykształconych” w ogóle nie wie, dlaczego pory roku się zmieniają. Mogłem się o tym przekonać podczas zajęć ze studentami, których spytałem, dlaczego linia na globusie nazywa się „zwrotnikiem”. Takim bez trudu można wmówić, że globalne ocieplenie następuje wskutek emitowania dwutlenku węgla przez elektrownie atomowe. Tak uważa podobno aż 85 procent francuskich studentów, więc i u nas nie może być inaczej. Toteż 16-letnia Greta Thunberg jest pracowicie nadymana na autorytet – na razie moralny, bo z naukowym lepiej nie ryzykować – i podaje prostą receptę, która wprawiła w zachwyt również utytułowanego jegomościa nazwiskiem Edwin Bendyk - „Musimy trzymać paliwa kopalne w ziemi i musimy skoncentrować się na równości. Jeśli w ramach obecnego systemu nie można znaleźć rozwiązań, być może należy zmienić system”. Już mniejsza o tę „równość”, chociaż w przeszłości operacje równościowe przyniosły wiele nieszczęść, więc i teraz lepiej tego nie lekceważyć, podobnie jak „zmiany systemu”, bo i to chyba nie odbędzie się bez paroksyzmów – ale spróbujmy sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby tak wszystkie „paliwa kopalne” zostały „schowane w ziemi”. Prawdopodobnie gospodarka zostałaby sparaliżowana, bo o ile we wcześniejszych epokach mogła obywać się bez „paliw kopalnych” i czerpać energię ze spalania drewna oraz ze zwierząt pociągowych, to teraz byłoby to niemożliwe bez katastrofalnych następstw. W roku 1500 po Chrystusie ludność świata liczyła 500 milionów, a obecnie – 7,6 miliarda, czyli 15-krotnie więcej. O ile energia pobierana ze spalania drewna, zwierząt pociągowych i słońca wystarczała do zapewnienia minimum egzystencji dla 500 milionów, to prawie ośmiomiliardowa populacja nie mogłaby utrzymać się przy życiu. Zatem konsekwencją zastosowania „prostej recepty” panny Grety Thunberg byłaby redukcja ludności świata do 500 milionów, no – może do miliarda. Ciekawe, że o konieczności zredukowania ludności świata do miliarda mówi od lat prof. Ehrlich z Pennsylwanii – niedawno goszczony przez Papieską Akademię Nauk w ramach sympozjonu „Przeciw zagładzie”. Taka redukcja byłaby możliwa nawet w ramach obecnego „systemu” - gdyby np. doszło do zdetonowania wszystkich ładunków nuklearnych – ale pociągnęłaby za sobą poważne „zmiany klimatyczne”, chociaż nie w postaci „globalnego ocieplenia”, tyko „nuklearnej zimy”. Problem, jak widzimy, leży w opracowaniu technologii redukcyjnych, które nie zaszkodziłyby klimatowi – i propaganda sodomii i gomorii może być w tej sytuacji jakimś wyjściem.
Jeżeli podobają Ci się materiały publicystów portalu Prawy.pl wesprzyj budowę Europejskiego Centrum Pomocy Rodzinie im. św. Jana Pawła II poprzez dokonanie wpłaty na konto Fundacji SOS Obrony Poczętego Życia: 32 1140 1010 0000 4777 8600 1001. Pomóż leczyć ciężko chore dzieci.
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz