OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Tęczowi faszyści zebrali łomot! Brawo Białystok! Ruszyła prawdziwa kampania opozycji: „Media i zadyma”

Ruszyła prawdziwa kampania opozycji, kryptonim: „Media i zadyma”


Wiele osób się zastanawia, dlaczego zgrany, skompromitowany i przede wszystkim nieskuteczny scenariusz się powtarza? Minęło zaledwie 10 dni od wiekopomnego ogłoszenia programu PO, „Szóstka Schetyny” miała być długo wyczekiwaną propozycją merytoryczną największej partii opozycyjnej, ale dziś nikt o tym nie mówi. Tematem numer jeden od kilku dni jest niewinna uliczna zabawa w demokrację, której do zabaw francuskich, czy nawet niemieckiej demokracji, bardzo daleko. Stało się lub raczej zaczęło się dziać to, co było do przewidzenia i zostało opisane na długo przed odpaleniem prawdziwej kampanii opozycji.

Media i zadyma, tym będą napędzane działania nie tylko PO, ale całej reszty walczącej o próg wyborczy i tutaj nie ma co szukać skomplikowanej wykładni, ponieważ sprawy przedstawiają się bardzo prosto. Nie Matka Kurka i "Gazeta Polska", tylko sami zwolennicy PO jako jedni z pierwszych uznali ofertę programową Schetyny za dramatyczny żart i mieli rację. Było jasne, że ten stek frazesów nie przebije konkretów proponowanych i zrealizowanych przez PiS. Poza wszystkim partia rządząca zawsze ma tę przewagę, że w każdej chwili może rzucić kiełbasą wyborczą i nie musi wygłaszać długich tyrad opisujących smak przyszłej kiełbasy. Brutalnie mówiąc Schetyna nie miał szans na przebicie PiS w żadnym punkcie i ten stan jest do tego stopnia krytyczny, że gdyby jakimś cudem PO stała się partią uczciwą i faktycznie poważnie chciała zająć się Polską, to i tak Polacy, ze względu na przeszłość, PO nie uwierzą.

Zlepek hasełek rzucony na alibi był wypełnieniem formalności, chodziło o to, aby za PO i Schetyną nie biegali dziennikarze z polityczna konkurencją i nie truli pytaniami o program. Natomiast prawdziwa kampania wyborcza w wydaniu opozycji musi się opierać na zadymie kolportowanej przez media, bo to ich jedyna szansa. Tylko i wyłącznie wielka zadyma, która całkowicie skupi, a potem odwróci emocje społeczne, daje opozycji nadzieję na uzyskanie wyniku wyborczego, który zablokuje samodzielne rządy PiS. Oni po prostu nie mają wyjścia, czasu i możliwości, aby postawić na jakąś inną strategię, pozostają modły o tragedię i wielki pożar w Polsce. Jak wiemy większość po tamtej stronie to ateiści i postępowi „racjonaliści”, toteż poza jogą i buddyjskimi kontemplacjami, wszelkimi religijnymi praktykami się brzydzą. Zamiast modlitw wzięli sprawy w swoje ręce i bawią się w piromanów.

Na obrazku dołączonym do felietonu widzimy stare twarze KOD, świadkowie też potwierdzają obecności niejakiej Rudej, dyżurnej awanturnicy i „obrończyni konstytucji” i wielu innych „działaczy”. Całe to towarzystwo zjechało akurat do Białegostoku? Dlaczego miejsce jest takie ważne? Ano dlatego, że w Białymstoku, co i rusz mamy rozmaite „incydenty na tle…”. Nie ma chyba bardziej radykalnego miasta w Polsce, jeśli chodzi o brak akceptacji dla lewackich wynalazków. Idealne miejsce na odpalenie prowokacji, przez starych prowokatorów. Prosta robota, wystarczy wymachiwanie symbolami sekty LGBT i działa to mniej więcej tak, jakby ulicami Poznania przeszedł „Marsz równości piłkarskiej”, zorganizowany przez kibiców Legii Warszawa. Pewna rzeź! W Białymstoku do rzezi nie doszło, ale wszystko pod zadymę inicjującą kampanię wyborczą zostało przygotowane i w jakiejś części zrealizowane.

O „faszyzmie” na białostockich ulicach będzie się mówić jeszcze dwa, trzy dni, do pierwszego porwania dziecka lub „zaginięcia Iwony”. No i coś z tym opozycja będzie musiała zrobić. Co zrobi? Podłoży następny ogień, potem zadzwoni do TVN i GW. Takich akcji zobaczymy wiele i skończą się dopiero w piątek przedwyborczy o północy. „Wolne sądy” i „obrona konstytucji” zostały zastąpione tęczą sekty LGBT i to dobra widomość. Znów fatalnie dobrany materiał na rewolucję, ale mimo wszystko warto się wyposażyć w gaśnice. Po raz setny mogę powtórzyć, że Matce Kurce wolno napisać znacznie więcej niż wolno powiedzieć politykowi. Mnie się zadyma w Białymstoku „podobała”, w takim sensie, że pierwszy raz ktoś dał tak zdecydowany odpór prymitywnej formie agresji i prowokacji, opakowanej w tolerancję. Polityk musi tę sytuację wyciszyć i w efekcie odwrócić.
Antidotum na monotonną i desperacką kampanię opozycji jest tak samo nudne, jak sama kampania. Konsekwentnie przejść z pozycji atakującego na pozycję ofiary. Niech demonstrują co tydzień w całej Polsce i broń Boże nie organizować kontrdemonstracji. Gwarantuję, że po drugim, trzecim marszu, w którym nikogo nie uda się sprowokować, wrócą na ulice waginy udające symbole religijne, wrócą idioci z durszlakami na głowie i cała seria innych aktów agresji wywołanych frustracją. Wystarczy się nie wpisywać w scenariusz opozycji, aby nic z tego scenariusza nie wyszło i na szczęście prawie nikomu w PiS tego tłumaczyć nie trzeba.


Tęczowi faszyści zebrali łomot! Brawo Białystok!


Przeciętny „prawnik” internetowy potrafi przynajmniej raz w tygodniu wysłać zawiadomienie do prokuratury, a tak naprawdę mejla z informacja, że w Internecie grozi się karalnie i szerzy mowę nienawiści. Przerażony perspektywą 150 postępowań prokuratorskich chciałbym podkreślić, że przemocy fizycznej w żadnej formie nie pochwalam, ale w ryj zawsze dać mogę, gdy który zasłuży. Tyle tytułem wstępu do „agresji” na ulicach Białegostoku, gdzie wielkiej przemocy nie było, co więcej można mówić o grzecznym pikniku, jak na okoliczności i skład osobowy imprezy.
Rozpisałem się, ale nie wszyscy muszą wiedzieć, że chodzi o tak zwany „Marsz równości”, czyli faszystowskie metody narzucania dewiacji ludziom normalnym. Przez ludzi normalnych rozumiem takich, którzy ze strefy intymnej swojego życia nie robią publicznego cyrku, żeby nie powiedzieć bajzlu. Skoro już padł zwyczajowy faszyzm, to może czas najwyższy, aby przytoczyć definicję ideologii, na którą tak często powołują się ignoranci. Faszyzm w obecnej formie nie ma nic wspólnego z pierwotnym faszyzmem z początku dwudziestego wieku. Wówczas był ta indologia narzucająca model silnego państwa i solidaryzm społeczny, w kontrze do parlamentaryzmu i demokracji. Trzeba pamiętać, że mówimy o czasie pomiędzy dwoma wojnami światowymi, co sprzyjało rozwiązaniom radykalnym.

Współcześnie faszyzmem nazywa się prawie wszystko, co krytykuje lub chociaż nie zgadza się z jedynie słuszną linią „postępu”. W rezultacie przedstawiciele neomarksistowskiej ideologii zbudowali faszyzm à rebours, czyli po ludzku mówiąc na odwyrtkę. Jedyną wariacją jaką wprowadzili nowocześni komuniści do faszyzmu jest moda na osłabienie państwa, co może podwójnie dziwić, bo komuniści jednoznacznie się kojarzą z „państwowym”, no i chcą dokładnie tego, co faszyści, czyli takiego poukładania państwa, które reprezentowałoby silniejszą mniejszość, z pogardą dla demokratycznej i parlamentarnej większości. Wszystko razem tak, czy inaczej, sprowadza się do starej komunistycznej reguły: „kto nie z Mieciem, tego zmieciem”.

Trzeźwi i przytomni ludzie wiedzą, że dewiantów na świecie jest na szczęście garstka, całe te LGBT w postaci ulicznej burdy i zgorszenia ma reprezentację na poziomie 0,5 -1,5% społeczeństwa. Mówię o dewiantach, nie o ogłupionych zwolennikach, bo tych jest niestety więcej, ale też bez przesady i bez większości demokratycznej. Dla kogo w takim razie ma być wprowadzony ten nowy „ład społeczny”? Gołym okiem widać, że dla faszynującej grupy, która nie tylko wbrew demokracji, ale i naturze, chce wprowadzić najzwyklejszy w świecie zamordyzm, połączony z pseudo religią. Na końcu tego procesu zwykły heteroseksualny obywatel będzie musiał nieść lektykę z tłustym tęczowym dewiantem, co jako żywo przypomina i faszyzm i „ludową demokrację”. Celem jest Postawienie świata na głowie, aby w tej paranoi mógł rządzić margines społeczny.

Mając powyższe na uwadze, jakoś brakuje mi ochoty, żeby się rozwodzić nad „agresją kiboli”, tym bardziej, że poza paroma incydentami nic się w Białymstoku nie stało. Jeden ząb nie został na ulicy i kropla krwi też nie spadła. Parę siniaków, wyzwisk, petard i tyle wszystkiego. Żadna cena, jak na wojnę, a to jest wojna! W Białymstoku stoczyła się jedna z wielu bitew o zachowanie normalności i wcale nie przesadzam. Zasada jest brutalnie prosta, póki będzie opór ze strony normalnej większości, to powstrzymamy procesy, jakie zaszły w Holandii, Skandynawii i w Wielkiej Brytanii również.

Jest to o tyle ważne, że w przypadku dewiacji nigdy nie znamy granic i nie wiemy, czym i gdzie się to skończy. Co więcej sami dewianci pchani ideologią tego nie wiedzą, ich apetyty są wilcze i na pewno nie kończą się na adopcji dzieci przez „pary jednopłciowe”. Trwa wojna i na wojnie muszą być ofiary, w Białymstoku obyło się bez ofiar, ale za łomot spuszczony dewiacji solidne brawa, od zwykłego heteroseksualnego ojca.


© MatkaKurka (Piotr Wielgucki)
21-23 lipca 2019
źródło publikacji:
www.Kontrowersje.net





Ilustracja © Agnieszka Sadowska/ Reuters / za: www.t-online.de

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2