OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Upadek Francji. Wielki niegdyś kraj rozpada się na naszych oczach

Druga rocznica wyboru Emmanuela Macrona na prezydenta Francji przebiegła bez fajerwerków i świętowania, bo nie ma czego świętować. Tak jak jego socjalistyczny poprzednik Francois Hollande, Emmanuel Macron nie zrobił właściwie nic, poza biciem piany i pozowaniem do zdjęć. Z tym że Hollande był produktem selekcji negatywnej (główny kandydat francuskich socjalistów musiał wycofać się po zgwałceniu pokojówki w Nowym Jorku), podczas kiedy Macron został triumfalnie przedstawiony jako nowa gwiazda i nadzieja Europy. Jego upadek jest więc tym bardziej dramatyczny. Najnowszy sondaż francuskiego biura BVA pokazuje, że tylko 34% Francuzów uważa jeszcze, że Macron jest „kompetentny” (to i tak zadziwiająco dużo). Zamiast laudacji, dwa lata prezydencji Macrona zostały przywitane w mediach raczej ponurymi wyroczniami jego masońskich kompanów.
Jeden z nich, były minister spraw wewnętrznych Gerard Collomb, który uciekł jak szczur z pokładu rządu Macrona jesienią 2018 r., powiedział w zeszłym tygodniu: „[Macron] ma teraz problemy, zarówno z kryzysem wewnętrznym jak i ze skomplikowaną sytuacja międzynarodową”.

Lewicowy arogant


Faktycznie, arogancja Macrona, typowa dla lewicowej elity na całym świecie, oderwanej coraz bardziej od rzeczywistości, wywołała na jesieni kryzys „żółtych kamizelek”. Macron chciał podnieść podatek od detalicznych cen paliw, co uderzyłoby w ludzi mających niskie pensje i mieszkających poza dużymi aglomeracjami, którzy potrzebują samochodu, by dojechać do pracy. Rząd Macron argumentował to potrzebą finansowanie reformy ekologicznej. Jak wiemy, szkopułem ideologicznie zaślepionej religią ekologii jest to, że jej najwięksi kapłani często powodują duże emisje CO2 swoim własnym stylem życia. Ekolog Macron mieszka w pałacu, porusza się konwojami limuzyn i lata ogromnym Airbusem A340. Jest też znany z używania mniejszych rządowych samolotów do przelotów dystansów 100 km, co jest po prostu śmieszne. Macron nie redukuje swojego prezydenckiego stylu życia z troski o środowisko, próbował za to narzucić maluczkim dodatkowe podatki w imię ekologii. Tak zaczynają się ludowe rewolucje. Macron stracił jakąkolwiek ekologiczną wiarygodność (jeżeli ją w ogóle miał) już dawno. We wrześniu ubiegłego roku minister ekologii i znana postać w medialnym świecie ekologów, Nicolas Hulot, trzasnął drzwiami i opuścił stanowisko. Macrona opuściła też większość ekipy młodych doradców, którzy towarzyszyli mu od kampanii wyborczej, w tym rzecznik prasowy. Nowym rzecznikiem została naturalizowana niedawno Afrykanka z Senegalu, muzułmanka Sibeth Ndiaye, córka senegalskich biurokratów wysokiej rangi, która ma reprezentować „otwartą i multikulturową” Francję. To, że nowa rzeczniczka Macrona nie dała swoich dzieciom francuskich imion z chrześcijańskiego kalendarza, co było kiedyś znakiem integracji we Francji (jej dzieci noszą imiona Youmali, Ingissaly i Djimane) pokazuje tylko, że nowa Francja chce za każdą cenę odciąć się od swojej historii i swoich tradycji.

Stały kryzys


Odcięcie się od tradycji i historii o mało się Francji nie udało. 850-letnia katedra Notre Dame, jeden z symboli chrześcijańskiej Francji, o mało co nie spłonęła całkowicie w połowie kwietnia, w czasie Wielkiego Tygodnia, po dziwnym pożarze, którego przyczyny pozostają do dzisiaj niewyjaśnione. Wcześniej, w marcu 41-letni nielegalny migrant z Pakistanu zniszczył kilka witraży w historycznej bazylice Saint-Denis (miejscu pochowku królów) na północnym przedmieściu Paryża. Dostał za to 7 miesięcy więzienia, które być może spędzi raczej w szpitalu psychiatrycznym na koszt podatnika, ponieważ jak większość migrantów kryminalistów jest być może „chory psychicznie”. Oczywiście nikt nie wspomniał nawet o jego wydaleniu z Francji. Poza niszczeniem historii i atakami na kościoły właściwie nic się we Francji Macrona nie dzieje. Kraj znajduje się w stagnacji ekonomicznej, regresie społecznym i dołku finansowym. Po pięciu latach nicnierobienia Hollande’a, kolejna lata nicnierobienia pod prezydenturą Macrona to prawdziwa tragedia dla Francji. Częściowym usprawiedliwieniem jest to, że gorset waluty euro nie pozwala Francuzom na zreformowanie gospodarki, na przykład poprzez kompetytywną dewaluację waluty, tak by odzyskać konkurencyjność na rynkach międzynarodowych. Pozostaje więc tylko równanie w dół, czyli wałkowanie poziomu zarobków poprzez wprowadzanie taniej niewykwalifikowanej siły roboczej z Afryki i Bliskiego Wschodu, ubranej w szaty „uchodźców” i nakładanie kolejnych podatków na francuski ciemny lud, by finansować zacinająca się coraz bardziej maszynę państwową. Oraz wyprzedawanie majątku narodowego. W tej domenie Francja znajduje się w sytuacji Polski lat 90., co pokazuje, że mamy być może rzeczywiście Europę dwóch prędkości, z tym że na odwrót. To Francja odstaje od Polski, jeżeli chodzi o wzrost gospodarczy i zarządzanie majątkiem państwa. Kraje relatywnie bogate upadają długo, bo upadają z wysoka, ale Francja jest już na dobrej drodze, by zamiast motoru Unii stać się piątym kołem do jej wozu, w stylu Włoszech czy Grecji. Sygnał, który nie myli: na początku swojej prezydentury Macron wygłaszał płomienne przemówienia na temat reformy Unii Europejskiej, jak łatwo zauważyć od pewnego czasu raczej ucichł.

Wsparcie bez wyboru


Loże masońskie podtrzymują upadającego Macrona, nie mają innego wyboru, ale wsparcie organizuje się raczej według linii bratersko-towarzyskich niż partyjnych. Dwóch byłych polityków prawicy zasiada w rządzie Macrona, Edouard Philippe jako premier i Bruno Le Maire jako minister ekonomii i finansów. Premier Philippe to protegowany byłej szarej eminencji francuskiej prawicy Alaina Juppé, który sam chciał zostać prezydentem w 2017 r., ale odpadł w wewnętrznych wyborach prawicy. Sfrustrowany Juppé dołączył do popierających Macrona, za co jego protegowany Philippe został premierem, a sam Juppé został niedawno nagrodzony synekura członka francuskiego Trybunału Konstytucjonalnego (Conseil constitutionnel). To pokazuje, że we francuskiej polityce tak jak w polskiej, nie liczą się przekonania, tylko taktyczne interesy. Rząd Macrona to zbieranina oportunistów politycznych, wśród 16 ministrów tylko 6 to członkowie efemerycznej partii Macrona LREM (La République en marche) powstałej w 2016 r. na bazie konającej powoli partii socjalistycznej. Niektórzy członkowie rządu mają za sobą akrobatyczna karierę polityczną. Ministra ds. spraw europejskich Natalie Loiseau zaczynała w 1984 r. jako studentka w szeregach skrajnej prawicy, bliskiej Frontowi Narodowemu rodziny Le Pen, potem przeszła pod skrzydło wyżej wspomnianego Alaina Juppé z Partii Republikańskiej, by skończyć teraz w lewicowym rządzie Macrona. Aktualnie kandydatka w wyborach do Parlamentu Europejskiego i zakłopotana rewelacjami medialnymi o swojej młodości politycznej, Loiseau tłumaczy, że „nie wiedziała”, jaki kolor polityczny miał ruch skrajnej prawicy, którego była kandydatem. To że ludzie powiązani historycznie ze skrajną prawicą, są członkami rządu Macrona, nie dziwi. Wystarczy wspomnieć, że jeden z masońskich sponsorów Macrona, Jacques Attali był wieloletnim sekretarzem prezydenta Francoisa Mitteranda, który w młodości był członkiem kolaboracyjnego rządu Vichy marszałka Petaina. Kiedy Niemcy zaczęli tracić przewagę wojskową w Europie, młody Mitterand wycofał się z rządu, a potem dorobił sobie etykietkę członka ruchu oporu. Ale przez długie lata pozostał wierny swoim znajomym z faszystowskich czasów Vichy. Kiedy kontroluje się media, można robić dosłownie wszystko. Tak samo zresztą jak w Polsce.

Kontrolowany upadek


Upadek Macrona zaczął się rok temu, kiedy wypłynęła informacja o tym, że jego ulubiony ochroniarz marokańskiego pochodzenia Alexandre Benalla maltretował manifestanta podczas obchodów 1 maja 2018 r. w Paryżu, nie wiadomo dokładnie w jakiej funkcji. To był początek rozwijającej się do dzisiaj afery Benalla, która odkryła nie tylko dziwną zażyłość ochroniarza i prezydenta, ale także liczne nieprawidłowości w funkcjonowaniu Pałacu Prezydenckiego. Potem w czerwcu 2018 r. Macron zdążył jeszcze zamienić Pałac Prezydencki w dyskotekę techno na modlę gejowskich paryskich klubów. Jeden z zaproszonych wykonawców o pseudonimie DJ Kiddy Smile wyszedł na scenę w podkoszulku, na którym widniał napis „Syn migranta, czarny i pedał” (Fils d’immigré, noir et pédé), co właściwie podsumowuje priorytety Macrona, jeżeli chodzi o politykę zasobów ludzkich. Kilka miesięcy później świat obiegły zdjęcia Macrona fotografującego się z dwoma półnagimi ciemnoskórymi kryminalistami i handlarzami narkotyków podczas wizyty na francuskiej wyspie Saint-Martin na Karaibach. Jeden z nich popadł na nowo w konflikt z prawem krótko po wyjeździe Macrona. Wybryki Macrona ostudziły zapał wielu Francuzów do jego medialnie ulepionej persony. Francja potrzebuje pilnie szefa orkiestry, ma zaś podrygującego w rytm techno chłopaczka. W pewnym momencie muzyka się skończy.

Powolne tonięcie


Podczas kiedy domowe problemy pozostają nierozwiązane (nierozwiązywalne z powodu gorsetu waluty euro), Francja obsuwa się także na scenie międzynarodowej. Niemcy przebierają nogami, by wepchać się do Rady Bezpieczeństwa, gdzie wyzwolona przez Amerykanów Francja ma jedno z pięciu stałych miejsc. Rosja wypchała Francję z Iraku, a Unia Europejska skarży się, że Francuzi wspierają marszałka Khalifę Haftara, który właśnie rozpoczął drugą libijską wojnę domową. Haftara wspiera także Putin. Nowy chaos w Libii działa na korzyść lokalnych watażków, którzy mogą dalej szmuglować co chcą, w tym nielegalnych migrantów do Europy. Może właśnie o to Macronowi chodzi? Francja pogrąża się w potyczkach z islamistami w Afryce, którzy zostali dozbrojeni przez materiał wojskowy z byłych arsenałów Kadafiego, po tym jak Francja wyeliminowała go w 2011 r., wprowadzając przy okazji Libię w stan trwającego do dzisiaj chaosu. Kilka dni temu dwóch żołnierzy najbardziej elitarnego oddziału sił specjalnych „komando Hubert” (ekwiwalent amerykańskich SEAL) zginęło w trakcie uwalniania dwóch francuskich zakładników z rąk islamistów na granicy Burkina Faso i Mali. Na ich pogrzebie 14 maja w Paryżu matka jednego z nich ostentacyjnie strząsnęła rękę, którą Macron położył na jej ramieniu, w ramach swojego sztucznego gestu współczucia na użytek kamer telewizyjnych. Coraz więcej Francuzów ma ochotę strząsnąć Macrona ze swoich pleców.

W międzyczasie upadek Francji pod rządami Macrona wykorzystali dobrze Japończycy. Aresztowali szefa Renault-Nissan podejrzanego o przekręty finansowe i grają prawdopodobnie na wyrwanie Nissana. Niemcy mają swoją część tortu, prawie przejęli kolejowe resztki imperium francuskiego Alstomu (część energetyczną wyrwali już wcześniej Amerykanie), tylko że nie dostali zgody Komisji Europejskiej. Upadek międzynarodowego prestiżu Francji, masowe protesty obywateli, wyprzedawanie resztek majątku narodowego, śmierć elity młodych Francuzów w konfliktach będących pochodną wcześniejszych akcji francuskich prezydentów, to wszystko są elementy narodowej tragedii Francji, która rozgrywa się na naszych oczach. Wielki niegdyś kraj, który ma małych prezydentów, to niestety także tragedia dla całej Unii Europejskiej.


© Stanislas Balcerac
19 czerwca 2019
źródło publikacji: „Warszawska Gazeta”
www.WarszawskaGazeta.pl







Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2