Nawet lekarze rodzinni ( tak zwani lekarze pierwszego konfliktu) doradzają pacjentom żeby wzywać pogotowie i wpychać się na siłę do szpitala zamiast czekać pół roku na USG czy tomografię. Oburzanie się na pacjentów, że usiłują ratować się jak mogą w niewydolnym systemie, który nie gwarantuje im opieki ani bezpieczeństwa jest idiotyczne. W latach powojennych, gdy tabor kolejowy był niewystarczający ludzie nagminnie wsiadali do wagonów przez okna albo wskakiwali do pociągu przed stacją żeby zająć miejsce. Nic nie pomagały mandaty karne ani nagłaśnianie tragicznych wypadków do których dochodziło przy takim sposobie wsiadania. Od wielu lat nie widziałam podobnych scen i nie ma to żadnego związku z kulturą, wykształceniem ludzi czy wychowaniem ich przez prawo. Świadczy to tylko, że podróżuje się obecnie łatwiej i nikt nie musi skakać do pociągu ani wsiadać do przedziału przez okno aby gdzieś dojechać. System zrobił się bardziej wydolny.
System medyczny jest obecnie w stanie całkowitej zapaści o czym dowodnie świadczy pierwszy lepszy SOR. W szpitalu na Stępińskiej oczekujący w ogromnej sali na przyjęcie do szpitala pacjenci zapraszani są na rozmowę kwalifikacyjną (trudno to nazwać badaniem) do pokoiku na drzwiach którego wisi napis „Selekcja”. Widziałam młodych ludzi, którzy chichocząc robili sobie pod tym napisem tak zwane selfie. Jak mi powiedzieli napis skojarzył im się ze znanym z lektur szkolnych opowiadaniem Borowskiego: „ Proszę państwa do gazu”. Rozmowę kwalifikacyjną przeprowadza znudzony sanitariusz lub ratownik medyczny, całkowicie nieczuły na cierpienie bliźniego. Doskonale widać, że jego zadaniem jest odesłanie z kwitkiem jak największej liczby potencjalnych pacjentów. Nic dziwnego, ze przy tak działającym systemie zdarzają się tragiczne wpadki. Oto nie przyjęto do szpitala chłopca, który stracił przytomność zarzucając mu symulację. Nastąpiło nieodwracalne niedotlenienie mózgu i chłopiec jest obecnie w stanie wegetatywnym. W kolejnym szpitalu odmówiono pomocy kobiecie w ciąży. Kobieta zapadła w śpiączkę, ciążę udało się jak dotąd utrzymać.
Dwa lata temu ukazała się ciekawa książka pod tytułem „ Mali bogowie” z podtytułem: „ O znieczulicy polskich lekarzy”. Jej autor, Paweł Reszka przeprowadził wiele rozmów z lekarzami różnych specjalności, a także zatrudniał się w kolejnych szpitalach jako sanitariusz czyli osoba stojąca w hierarchii szpitalnej najniżej, ale posiadająca spore pole do obserwacji. Obserwacje Reszki potwierdzają przede wszystkim fakt, że przeciętny pacjent szpitala jest całkowicie uprzedmiotowiony. Wbrew buńczucznym deklaracjom kolejnych ministrów zdrowia pacjent szpitalny jest przedmiotem procedur medycznych, przewożonym z sali do sali jak kloc drewna. Zarówno sanitariusze jak i lekarze całkowicie znieczulili się na cierpienia pacjenta, rozmawiają brutalnie nad jego głową na temat jego dolegliwości, żartują z jego tuszy czy wyglądu. Czy taki całkowity brak empatii jest produktem systemu, czy współtworzy system to odwieczny problem wszelkich reformatorów. Wprawdzie jak wiadomo struktura kształtuje ludzi (w tym przypadku młodych lekarzy) ale to ludzie tworzą strukturę. Można podejrzewać, że pomiędzy tymi procesami zachodzi tak zwane dodatnie sprzężenie zwrotne, to znaczy wzajemnie potęgują końcowy efekt. Na pytanie co należy zmienić, strukturę czy ludzi prawidłową odpowiedzią byłby „ zarówno strukturę jak i ludzi”. Jednak w przypadku służby zdrowia jak i w przypadku nauczycieli jest to praktycznie niemożliwe. Opcja zero ( inaczej -wszyscy won) byłaby możliwa w służbach mundurowych, wśród naukowców ( wbrew ich dobremu niczym nie uzasadnionemu samopoczuciu) czy dziennikarzy ale z tej możliwości i tak nie skorzystano. Byłaby trudna lecz możliwa w systemie prawnym. Lepiej byłoby metodą rewolucji pozbyć się wszystkich dyspozycyjnych czy nieuczciwych sędziów i przez kilka lat koniecznych do wyszkolenia nowej kadry ograniczyć działanie sądów tylko do naprawdę ważnych przestępstw kryminalnych niż zgodzić się na pełzającą kontrrewolucją blokującą dobre zmiany. Należałoby ograniczyć spory o miedzę, o naruszenie dóbr osobistych i wszelkie inne pieniactwo, które rozpanoszyło się wraz z fasadową demokracją. Dobrym wzorem mogłyby być Niemcy gdzie ujawnienie archiwów Gaucka stało się metodą naturalnej selekcji zawodów zaufania publicznego. Termin „zawody zaufania publicznego” jest obecnie w Polsce całkowicie pusty. Więcej zaufania mamy do hydraulika niż do nauczyciela czy lekarza, o sędziach nawet nie wspominając.
Nie bez przyczyny przywołuję tu nauczycieli. Sama przez wiele lat byłam zwykłym kiepsko zarabiającym belfrem, ale strajkowanie na dwa tygodnie przed maturą i na tydzień przed egzaminami do liceów nie mieści mi się w głowie.
To tak jakby chirurg odszedł od stołu operacyjnego na którym leży uśpiony i pokrojony już pacjent i powiedział: „Sorry ale dziś mamy strajk lekarzy, wiec nie kończę operacji.”. Wydaje nam się to niewyobrażalne, ale słynny doktor G, który odmówił operacji mającej na celu wyjęcie zapomnianej przez niego w ciele pacjenta chusty byłby chyba do czegoś takiego zdolny.
Nauczyciele zajęci walką o podwyżki zostawili swemu losowi maturzystów i absolwentów zlikwidowanych gimnazjów. Społeczeństwo im tego raczej nie zapomni.
© Izabela Brodacka Falzmann
13 kwietnia 2019
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
13 kwietnia 2019
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz